Rozdział
6. „Zmiany”
Ostatni
tydzień próbowałam pozbierać myśli, a naprawdę czasu było
mało. Kiedy dokładnie, pięć dni temu odegrałam swoją scenkę
pani Bein powiedziała, że wiedziała od samego początku, że
drzemie we mnie talent aktorski i dała mi rolę nikogo innego jak
Julii... Siedziałam dobrą godzinę błagając ją nawet o rolę
Marty, kogokolwiek byle nie Julii. Po prostu chciałam rolę, w
której nie będę musiała mieć dużej styczności z Ethanem...
niestety. Będziemy musieli pocałować się dwa razy podczas sceny
balkonowej i podczas wielkiego finału aka naszej śmierci. Lubiłam
naprawdę tą lekturę, aż do tego momentu, kiedy sama miałam być
jedną z postaci. Boże, zagranie Tybalta byłoby zdecydowanie lepsze
niż to!
Odwiedziłam
Dovera, dobre trzy razy. Zrobiło mi się głupio, że przez to
wszystko co się stało tak rzadko do niego zaglądałam. Wszystko
było już z nim w porządku i wujek Ethana powiedział, że chyba
tymczasowo zamieszka z nimi. Nie miałam nic przeciwko wiedziałam,
że dobrze się nim zajmą ale byłam też pewna, że raczej go już
nie zobaczę.
Stwierdziłam
też po dłuższym dyskutowaniu z ciotką, że chcę mieć dorywczą
pracę poza szkołą. Zgodziła się ale dopiero po wystawieniu Romea
i Julii. Miała rację, ponieważ przez rozkład prób nie miałam za
dużo wolnego czasu.
Siedziałam
na jednej z ławek w parku przeglądając po raz setny scenariusz. Za
dwadzieścia minut muszę znowu być w szkole i odegrać „rolę
mojego życia”. Przegryzłam ostatni kęs mojej kanapki z szynką i
wytrzepałam rękę o spodnie w nadziei oczyszczenia jej z okruszków.
Wstałam, zebrałam wszystkie możliwe chęci, których nie było w
ogóle i ruszyłam w tamtym kierunku. Byłam prawie na miejscu i
zobaczyłam Maddie. Blondynkę, która wcześniej wieszała się na
Ethanie. Stwierdziłam, że już mi to nie przeszkadza, odkąd
zaczęła robić tak codziennie. Grała rolę matki Romea, więc gdy
widziałam ją z Ethanem miałam w głowie piękny obraz
kazirodztwa...
-
Zrobimy tak jak ostatnio! - krzyknęła pani Bein, zwracając na
siebie uwagę wszystkich w sali. - Przypomnijcie sobie swoje kwestie
i za dziesięć minut zaczynamy!
Romeo,
którego teraz wolałabym nie widzieć szedł w moją stronę kiedy
zawołała mnie jego ciotka. Momentalnie ją polubiłam. Podeszłam
do niej i spojrzałam na nią zaciekawionym spojrzeniem.
-
Wiem, że nie powinno mnie to interesować ale czy między tobą i
Ethanem wszystko w porządku? Zauważyłam, że w ogóle nie
rozmawiacie, oczywiście pomijając próby. Dużo o tobie mówił, a
teraz sam wydaje się być nieobecny.
Obróciłam
się i zerknęłam na niego przez ramię. Rozmawiał z Maddie, która
chichocząc oparła głowę o jego klatkę piersiową.
-
Nie pani Bein, wszystko w porządku – odpowiedziałam dalej na
niego patrząc. - Wydaje mi się, że jest nawet bardziej obecny niż
zawsze, niech mi pani zaufa.
Odeszłam
i nie czekałam nawet na to co ma zamiar powiedzieć.
Opierając
się o jeden z drewnianych słupków na molo paliłam papierosa.
Jedna noga zwisała mi swobodnie, a drugą miałam zgiętą w
kolanie. Jest połowa listopada, więc mróz jest coraz większy.
Miałam na sobie buty emu i ciemnozieloną, zimową kurtkę, nie
wytrzymałabym już w samym sweterku.
Wiał
zimny wiatr, morze było wzburzone, a na niebie zagościło pełno
czarnych chmur. Kosmyki jasnych włosów wpadały mi do ust ale nie
przejmowałam się tym. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
Kończyłam trzeciego papierosa kiedy usłyszałam cichy głos.
-
Nie dotrzymałaś obietnicy. - Od razu poznałam głos osoby, która
za mną stała. Nie musiałam się obracać. Ścisnęłam paczkę
papierosów mocniej w rękach i dalej patrzyłam za horyzont tak
jakby coś miało się tam pojawić
Usłyszałam skrzypnięcie desek co oznaczało, że się zbliża.
Wyciągnął mi papierosa z ręki i w tym momencie odwróciłam
głowę. Potrzebował mojej uwagi, a to było ostatnie co chciałam
mu dać. Dalej z obojętnym wyrazem twarzy otworzyłam paczkę i
wyciągałam już następnego kiedy poczułam lekkie uderzenie i
wszystko wpadło mi do wody. Z niedowierzaniem patrzyłam na tonącą
paczkę papierosów. Nagle wzrosło mi ciśnienie i wstałam na równe
nogi.
-
Możesz mi powiedzieć co ty sobie wyobrażasz? - popchnęłam go co
nie dało mi dużo ale byłam zbyt wściekła, żeby o tym myśleć.
- Przyłazisz tu po tym wszystkim i od tak drażnisz mnie jak nikt
inny i na dodatek wyrzucasz mi paczkę fajek do morza. Co z tobą
jest nie tak, co? - Już miałam go popchnąć jeszcze raz ale złapał
mnie za nadgarstki przytrzymując je u góry. Przyciągnął mnie do
siebie i spojrzał mi w oczy. Znieruchomiałam tak jakby w
niesamowity sposób zaczął mnie uspokajać. Po chwili wytchnienia
chciałam mu się wyrwać ale jego ręce, ani drgnęły. Miałam
wrażenie, że zaraz uniesie mnie ponad ziemię.
-
Pieprzyć to – zaklął pod nosem i szarpnął mną w swoją
stronę, a jego wargi uderzyły o moje usta. Na początku stałam jak
zaklęta ale po chwili oddałam pocałunek. Mówił on więcej niż
nasze usta potrafią wypowiedzieć i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy.
Nie potrafiliśmy ze sobą szczerze porozmawiać, a jeśli tylko
schodziliśmy na takie tematy zaczynało się pomiędzy nami piekło.
Nagle fala rzeczywistości uderzyła mnie w twarz i oderwałam się
od niego cofając o krok, a on automatycznie puścił moje
nadgarstki.
Maddie
nie byłaby zadowolona postawą swojego syna – pomyślałam o
tym co cisnęło mi się na usta ale nic nie powiedziałam bo to
tylko utwierdziło by go w przekonaniu, że jestem zazdrosna.
Próbował
znowu złapać mnie za rękę ale nie pozwoliłam mu odsuwając się
na odpowiednią odległość. To nie powinno się wydarzyć i on
dobrze o tym wie. Pieprzony impuls.
-
Wiesz, że...
-
… to był błąd? - dokończył za mnie. - Tak wiem.
Nagle
zrobiło mi się głupio za to, że tak szybko wysunęłam wnioski.
Wiem, że popełniłam parę błędów przez ten czas ale... on też
nie jest święty. Myślał, że od tak się na niego rzucę, a to
nie jest takie proste jak mu się wydaję. Ethan z rezygnacją siadł
na molo. Łokcie opierał o kolana, a ręce we frustracji błądziły
po jego włosach. Westchnęłam na tyle cicho, żeby tego nie
usłyszał i przysiadłam się obok.
-
Jak czujesz się w roli Romea? - zapytałam, żeby w końcu przerwał
wyrywanie sobie włosów z głowy.
-
A jak myślisz jak czuje się zasrany Romeo kiedy Julia unika go jak
ognia? Przynajmniej teraz wiem dlaczego tak wcześnie zginęła. Moja
nowa wersja: Julia umierająca z powodu zakadzenia się fajkami,
fajna?
-
Czarująca i bardzo rzeczywista – uśmiechnęłam się sztucznie i
uderzyłam go ramieniem w bok. - Proszę cię przestań się dąsać
jak dziecko. Nie chcę, żeby między nami było... tak. Za niecały
miesiąc mamy odegrać swoje rolę, czy tego chcemy czy nie – po
chwili namysłu dodałam jeszcze: - I żebyś mnie źle nie
zrozumiał, cieszę się, że mogę ci w tym pomóc.
Spojrzał
na mnie tak jakby wyrosła mi przynajmniej trzecia głowa. Ale po
chwili zrobił minę wyraźnie mówiącą, że mi nie wierzy.
-
Naprawdę chcesz tego? Wiesz, że...
-
… będę musiała cię pocałować? Tak wiem. - Odegrałam się na
nim jego własną bronią i się uśmiechnęłam.
-
Przed chwilą, raczej nic na to nie wskazywało...
-
Boże jakie z ciebie dziecko.
Chwyciłam
jego twarz w obie dłonie i przysunęłam go do siebie, zderzając
nasze usta znowu razem. Ten pocałunek był zupełni inny niż
tamten. Teraz byliśmy zdecydowanie bardziej pewni siebie. Powoli
odsunęłam się od niego, ale tylko na parę milimetrów.
-
I co? Otoczka złej Julii minęła? - zapytałam uszczypliwie
uśmiechając się od ucha do ucha.
-
Nie, dalej czuję smak papierosów.
Chwyciłam
za torbę, która leżała obok mnie i uderzyłam go z całej siły.
Pomimo wszystko cały czas się śmiałam. Szybko wstał i zaczął
przede mną uciekać, a ja starałam się go dogonić z torbą w ręce
i spokojem w sercu.
~*~
Wiem, że długo mnie nie było. Niestety, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Rozdział miałam już napisany wcześniej ale mało osób go czyta, więc... szczerze? Po prostu o nim zapomniałam. Więc napiszcie mi, czy was to w ogóle ciekawi XD
Attente Chartier