środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 3. „Kim on dla mnie jest?”

     Położyłam się spać około pierwszej w nocy. Nie, żebym cierpiała na bezsenność ale po prostu czytałam ''Romeo i Julię''. Okazało się, że jest to bardziej wciągające niż się spodziewałam, a nie oszukujmy się nie wymagałam za dużo od lektury. Nie miałam ochoty w ogóle iść do szkoły z uwagi na to, że miałam mieć plastykę. Z moimi umiejętnościami nie wyjdzie mi ten przedmiot na dobre.
     Kiedy następnego dnia byłam już w drodze do szkoły i mijałam gabinet weterynaryjny pomyślałam o tym jak czuję się Dover. Ciekawe czy Ethan rozwieszał jeszcze ogłoszenia kiedy sobie poszłam. Przypomniałam sobie, że jestem dzisiaj z nim ''umówiona'', jeśli można to tak w ogóle nazwać. Starałam nie zaprzątać tym sobie głowy ale jego osoba naprawdę mnie zaciekawiła. Miał dziewiętnaście lat i zamiast chodzić na imprezy jak wszyscy normalnie nastolatkowie on pomagał zwierzętom? To do siebie, aż nie pasuję. Zresztą był niesamowicie przystojny. Wiem, byłam outsiderką ale nie jestem też ślepa, wokół niego powinno kręcić się mnóstwo dziewczyn. A może ją ma ale tylko sprawia wrażenie takiego... no nie wiem. Dostępnego, a zarazem oddalonego od świata? Gdybym zobaczyła go na ulicy porównałabym go do kapitana drużyny footballu, a nie do weterynarza w miasteczku takim jak to. To jest jak jedzenie lodów z ketchupem, osobno jest pyszne ale razem zupełnie do siebie nie pasuję. Tak w ogóle to po co ja się nad tym zastanawiam? Przecież co mnie może interesować czy ma dziewczynę i czy był kapitanem jakiejś drużyny. Chyba jest ze mną coraz gorzej.
     Dzień w szkole był bardziej męczący niż się tego spodziewałam. Cały czas powtarzaliśmy tematy z ostatnich dni które ja już znałam na pamięć. Rozglądałam się po klasie i zastanawiałam, który z nich jest największym półgłówkiem. Wszyscy mają pierwsze miejsce, naprawdę gratulację. I jeszcze plastyka. Pani McCracker kazała nam narysować coś co przedstawia nas, coś co może nas odzwierciedlić. Kiedy zobaczyła mój nabazgrany ołówkiem szkic poprosiła, żebym jej go pożyczyła. Narysowałam lustro, w którym odbija się człowiek bez twarzy. Dla mnie to nie jest coś niesamowitego, żeby to zabierać i analizować ale skoro ma taki kaprys proszę bardzo. Oddała mi moje wypociny dopiero, gdy już miałam wychodzić ze szkoły mówiąc, że chciałaby ze mną porozmawiać jutro. Zgodziłam się i szybko opuściłam szkołę. Przyglądając się osobie bez twarzy tak bardzo się zagapiłam, że na kogoś wpadłam. Otrząsnęłam się i spojrzałam na fruwający w powietrzu rysunek, który spadł dwa metry dalej. Okazało się, że osobą, na którą wpadłam to Ethan. Podniósł mój rysunek i za nim mi go oddał zaczął się mu przyglądać.
     - Ty to narysowałaś? - zapytał zaciekawiony, odrzucając kosmyki włosów z twarzy. Pokręciłam twierdząco głową. - Piękne i zarazem straszne.
     - Hm, to w sumie tak jak ja z wyjątkiem tego piękne.
     - To chyba przede wszystkim – uśmiechnął się. Zdziwiłam się na jego komplement ale też nie wiedziałam jak zareagować. Uniosłam delikatnie kąciki ust i zabrałam mu rysunek. Schowałam go do teczki, którą potem wrzuciłam do torby. Wolę, żeby nie oglądał mojego bazgrolenia.
     - Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałam dopinając suwak kurtki po samą szyję.
     - Myślałem, że porozwieszamy jeszcze trochę ogłoszeń na rynku, a potem możemy odwiedzić Dovera?
     - Zgoda.
     Okazało się, że nie zostało nam bardzo dużo do rozwieszenia, więc zajęło nam to jakieś pół godziny. Kiedy skończyliśmy, a ja byłam wystarczająco zmarznięta poszliśmy do gabinetu. Kiedy mały husky nas zobaczył przez kratki swojej klatki, zaczął merdać ogonkiem i kuleć na trzech łapkach. Ethan wyjął go i dał mi na ręce.
     - Cieszę się, że już nie jest taki chudy. - Powiedziałam drapiąc małego za uchem. 
- Dziękuję.
     - Za co? - zapytał zdziwiony.
     - Pomogłeś mu – odpowiedziałam. Uśmiechnął się do mnie. Przyjrzałam się jego oczom, które były zaskakująco brązowe ale i jednocześnie niebieskie w obwodzie. Wszystko zależało od tego pod jakim kątem się spojrzy.
     - Coś nie tak? - zapytał najwidoczniej zauważając to, że mu się przyglądam. Otrząsnęłam się i podrapałam psiaka.
     - Tak tylko chyba będę musiała już iść.
     - Jasne, nie ma problemu.
     Oddałam mu Dovera i już miałam wychodzić kiedy poślizgnęłam się i upadłam na rękę. Pisnęłam z bólu. Ethan szybko do mnie podbiegł i pomógł mi wstać.
     - Wszystko okey? Boli cię coś? - pytał zmartwiony oglądając mnie ze wszystkich stron.
     - Chyba mam skręcony nadgarstek – wydukałam. - Nie mogę nim poruszyć. Wróciliśmy znowu w głąb gabinetu. Chłopak szukał czegoś w białej szafce, a po chwili wyciągnął bandaż. Popatrzył na mnie jakby prosił o pozwolenie, a ja skinęłam głową. Ujął moją rękę i zaczął mi ją bandażować. Co jakiś czas krzywiłam się z bólu.
     - Jak widać teraz nie tylko Dover jest moim pacjentem. - Zaśmiał się rozładowując trochę atmosferę.
     - Doktor Ethan – powiedziałam głośno. - Brzmi całkiem nieźle.
     - Ale wiesz to nie było za darmo. - Uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego badawczo.      - Chciałby twój rysunek.
     - Poważnie? Chcesz mój totalnie, idiotyczny rysunek? - zapytałam zdziwiona wgapiając się w jego idealne kości policzkowe. Boże on wygląda naprawdę za dobrze.
     - Dla mnie nie jest totalnie idiotyczny. Po prostu go chce.
     Gdy już skończył, zdrową ręką wyjęłam teczkę z rysunkiem i mu ją podałam. Naprawdę nie mam pojęcia na co to mu jest ale pomógł mi, więc nie widzę powodu, żeby mu go nie dać.
     - Jeśli chcesz odprowadzę cię do domu. - Uśmiechnął się i odebrał ode mnie teczkę z rysunkiem.
     - Jasne. - Pokiwałam twierdząco głową. Obejrzałam bardzo dobrze obandażowaną rękę. Nagle usłyszałam kroki i zza drzwi wyłonił się wujek Ethana.
     - Wszystko w porządku? - zapytał patrząc na moją rękę. - Co się stało?
     - Upadłam – uśmiechnęłam się pokrzepiająco i opowiedziałam mu w skrócie co się stało.
     Ethan bardzo nalegał, żeby mnie odprowadzić bo nie ręczy za to, że dojdę bezpiecznie do domu. Świetnie, teraz ma mnie za kompletną łamagę. Chyba miałam problem z robieniem dobrego, pierwszego wrażenia. Kiedy doszliśmy w końcu do mojego domu schowaliśmy się w przedsionku. Miałam mu już dziękować i powiedzieć, że sobie poradzę, gdy nagle wparowała moja ciotka.
     - O cześć – powiedziała przyglądając się chłopakowi obok mnie.
     - To jest Ethan, przyjaciel – skwitowałam. Był moim przyjacielem? Nie pora na zastanawianie się nad tym. Ciotka uśmiechnęła się, a on grzecznie powiedział „dzień dobry”.
     - Może zostaniesz dłużej? Ja już muszę iść ale zrobiłam kolację, a Attente sama tego nie zje.
     Ethan spojrzał na mnie tak jakby prosząc o pozwolenie. Nie za bardzo chciałam, żeby krzątał mi się po domu. Widziałam jak ciotka się patrzy. Wiem, że był strasznie przystojny ale bez przesady. Gdyby mogła już pewnie rozebrałaby go wzrokiem. Pożegnała się i jeszcze raz przetaksowała go wzrokiem. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi odetchnęłam z ulgą.
     - Jeśli chcesz to mogę iść. - Odezwał się nagle zakłócając cisze, która w tym domu była wszechobecna.
     - Nie, naprawdę nie zjem tego sama. Chodź.
     Zaprowadziłam go do kuchni i zobaczyłam blat pełen jedzenia. Kurczak, dwie sałatki i bochenek chleba, który wyglądał jakby był przynajmniej trzema połączonymi w jeden. Boże muszę przekazać ciotce, żeby przestałam mnie karmić jak zawodnika sumo.
Usiedliśmy przy stole, który również mieścił się w kuchni i zaczęliśmy jeść wszystko po kolei. Gdy zjadłam wszystkiego po trochu myślałam, że pęknę. Za to Ethan bez problemu nabierał kolejne dokładki.
     - To jest niesamowite. Jesteś taki chudy, a jesz za trzech. - Uśmiechnęłam się do niego, a on spojrzał na mnie znad pełnego talerza sałatek.
     - Rzeczywiście, jem bardzo dużo. Jestem trudny w utrzymaniu. Przepraszam. - Zaśmiałam się i podałam mu serwetkę bo był już cały brudny z majonezu. Wskazałam mu kącik ust, a on się wytarł.
     - Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że ci smakuję. Idę po coś do picia.
     Ruszyłam do lodówki i nalałam dwie pełne szklanki Coli. Musiałam brać po jednej szklance przez moją rękę. Świetnie, teraz sobie uzmysłowiłam, że ciotka nawet tego nie zauważyła. Ethan odniósł swój talerz i wyprzedził mnie biorąc drugą szklankę.
     - Kto to? - Wskazał na zdjęcia wiszące nad stołem. Byłam tam ja z rodzicami. Na niektórych byli jeszcze dziadkowie i ciotka ze świętej pamięci wujkiem.
     - Na, którym dokładnie? - zapytałam przybliżając się do ramek. Wskazał na jedno i przeniósł na mnie wzrok.
     - To ja z moim rodzicami. - Odparłam cierpko. Nie bardzo chciałam o nich rozmawiać.
     - To kim jest ta kobieta, która niedawno wyszła?
     - Jenny. Moja ciotka.
     - Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami? - zapytał, a gdy zobaczył moją minę od razu mnie przeprosił.
     - Nie, to nie to co myślisz, po prostu mam z nimi kiepskie kontakty. - Powiedziałam dopijając Colę i wstawiając szklankę do zlewu. Mam nadzieję, że ciotce będzie się chciało pozmywać. Albo z krzykiem zawoła mnie na dół, a ja jako wymówkę będę mieć skręcony nadgarstek.
     - I tak nie powinienem pytać. - Stanął tak blisko mnie, że myślałam, że zatrzyma mi akcję serca. Odgarnął mi włosy z twarzy i uśmiechną się smutno.
     - Po co ci mój rysunek? - zapytałam dalej nie rozumiejąc co jest w nim takiego niesamowitego.
     - Bardzo mi się podoba. Zresztą zbieram takie prace. Wywieszam je u siebie w pokoju na ścianach, może ci kiedyś pokaże. W końcu przydałoby się odwdzięczyć za to, że wyżarłem ci tyle zapasów. - Zaśmialiśmy się, a po krótkiej rozmowie posprzątaliśmy stół.
     - Chyba powinienem już iść.
     - Chyba tak – odparłam. Odprowadziłam go do drzwi. Ubrał buty i czarną kurtkę.            Podszedł trochę i oblizał kciuk wycierając mi coś z policzka. Pocałował mnie w czoło, uśmiechnął się i wyszedł nic nie mówiąc. Zamknęłam drzwi, opierając się o nie. Zjechałam na ziemię i siedziałam tak chwile myśląc o tym kim on w ogóle dla mnie jest. Bo nie wiem, czy jest przyjacielem, a osobiście nie byłam przygotowana na cokolwiek innego.
~*~
Mam nadzieję, że nic nie zepsułam. Przepraszam za wszelkie błędy.
Attente Chartier









1 komentarz: