Położyłam
się spać około pierwszej w nocy. Nie, żebym cierpiała na
bezsenność ale po prostu czytałam ''Romeo i Julię''. Okazało
się, że jest to bardziej wciągające niż się spodziewałam, a
nie oszukujmy się nie wymagałam za dużo od lektury. Nie miałam
ochoty w ogóle iść do szkoły z uwagi na to, że miałam mieć
plastykę. Z moimi umiejętnościami nie wyjdzie mi ten przedmiot na
dobre.
Kiedy
następnego dnia byłam już w drodze do szkoły i mijałam gabinet
weterynaryjny pomyślałam o tym jak czuję się Dover. Ciekawe czy
Ethan rozwieszał jeszcze ogłoszenia kiedy sobie poszłam.
Przypomniałam sobie, że jestem dzisiaj z nim ''umówiona'', jeśli
można to tak w ogóle nazwać. Starałam nie zaprzątać tym sobie
głowy ale jego osoba naprawdę mnie zaciekawiła. Miał
dziewiętnaście lat i zamiast chodzić na imprezy jak wszyscy
normalnie nastolatkowie on pomagał zwierzętom? To do siebie, aż
nie pasuję. Zresztą był niesamowicie przystojny. Wiem, byłam
outsiderką ale nie jestem też ślepa, wokół niego powinno kręcić
się mnóstwo dziewczyn. A może ją ma ale tylko sprawia wrażenie
takiego... no nie wiem. Dostępnego, a zarazem oddalonego od świata?
Gdybym zobaczyła go na ulicy porównałabym go do kapitana drużyny
footballu, a nie do weterynarza w miasteczku takim jak to. To jest
jak jedzenie lodów z ketchupem, osobno jest pyszne ale razem
zupełnie do siebie nie pasuję. Tak w ogóle to po co ja się nad
tym zastanawiam? Przecież co mnie może interesować czy ma
dziewczynę i czy był kapitanem jakiejś drużyny. Chyba jest ze mną
coraz gorzej.
Dzień
w szkole był bardziej męczący niż się tego spodziewałam. Cały
czas powtarzaliśmy tematy z ostatnich dni które ja już znałam na
pamięć. Rozglądałam się po klasie i zastanawiałam, który z
nich jest największym półgłówkiem. Wszyscy mają pierwsze
miejsce, naprawdę gratulację. I jeszcze plastyka. Pani McCracker
kazała nam narysować coś co przedstawia nas, coś co może nas
odzwierciedlić. Kiedy zobaczyła mój nabazgrany ołówkiem szkic
poprosiła, żebym jej go pożyczyła. Narysowałam lustro, w którym
odbija się człowiek bez twarzy. Dla mnie to nie jest coś
niesamowitego, żeby to zabierać i analizować ale skoro ma taki
kaprys proszę bardzo. Oddała mi moje wypociny dopiero, gdy już
miałam wychodzić ze szkoły mówiąc, że chciałaby ze mną
porozmawiać jutro. Zgodziłam się i szybko opuściłam szkołę.
Przyglądając się osobie bez twarzy tak bardzo się zagapiłam, że
na kogoś wpadłam. Otrząsnęłam się i spojrzałam na fruwający w
powietrzu rysunek, który spadł dwa metry dalej. Okazało się, że
osobą, na którą wpadłam to Ethan. Podniósł mój rysunek i za
nim mi go oddał zaczął się mu przyglądać.
-
Ty to narysowałaś? - zapytał zaciekawiony, odrzucając kosmyki
włosów z twarzy. Pokręciłam twierdząco głową. - Piękne i
zarazem straszne.
-
Hm, to w sumie tak jak ja z wyjątkiem tego piękne.
-
To chyba przede wszystkim – uśmiechnął się. Zdziwiłam się na
jego komplement ale też nie wiedziałam jak zareagować. Uniosłam
delikatnie kąciki ust i zabrałam mu rysunek. Schowałam go do
teczki, którą potem wrzuciłam do torby. Wolę, żeby nie oglądał
mojego bazgrolenia.
-
Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałam dopinając suwak kurtki po
samą szyję.
-
Myślałem, że porozwieszamy jeszcze trochę ogłoszeń na rynku, a
potem możemy odwiedzić Dovera?
-
Zgoda.
Okazało
się, że nie zostało nam bardzo dużo do rozwieszenia, więc zajęło
nam to jakieś pół godziny. Kiedy skończyliśmy, a ja byłam
wystarczająco zmarznięta poszliśmy do gabinetu. Kiedy mały husky
nas zobaczył przez kratki swojej klatki, zaczął merdać ogonkiem i
kuleć na trzech łapkach. Ethan wyjął go i dał mi na ręce.
-
Cieszę się, że już nie jest taki chudy. - Powiedziałam drapiąc
małego za uchem.
- Dziękuję.
-
Za co? - zapytał zdziwiony.
-
Pomogłeś mu – odpowiedziałam. Uśmiechnął się do mnie.
Przyjrzałam się jego oczom, które były zaskakująco brązowe ale
i jednocześnie niebieskie w obwodzie. Wszystko zależało od tego
pod jakim kątem się spojrzy.
-
Coś nie tak? - zapytał najwidoczniej zauważając to, że mu się
przyglądam. Otrząsnęłam się i podrapałam psiaka.
-
Tak tylko chyba będę musiała już iść.
-
Jasne, nie ma problemu.
Oddałam
mu Dovera i już miałam wychodzić kiedy poślizgnęłam się i
upadłam na rękę. Pisnęłam z bólu. Ethan szybko do mnie podbiegł
i pomógł mi wstać.
-
Wszystko okey? Boli cię coś? - pytał zmartwiony oglądając mnie
ze wszystkich stron.
-
Chyba mam skręcony nadgarstek – wydukałam. - Nie mogę nim
poruszyć. Wróciliśmy znowu w głąb gabinetu. Chłopak szukał
czegoś w białej szafce, a po chwili wyciągnął bandaż. Popatrzył
na mnie jakby prosił o pozwolenie, a ja skinęłam głową. Ujął
moją rękę i zaczął mi ją bandażować. Co jakiś czas krzywiłam
się z bólu.
-
Jak widać teraz nie tylko Dover jest moim pacjentem. - Zaśmiał się
rozładowując trochę atmosferę.
-
Doktor Ethan – powiedziałam głośno. - Brzmi całkiem nieźle.
-
Ale wiesz to nie było za darmo. - Uśmiechnął się, a ja
spojrzałam na niego badawczo. - Chciałby twój rysunek.
-
Poważnie? Chcesz mój totalnie, idiotyczny rysunek? - zapytałam
zdziwiona wgapiając się w jego idealne kości policzkowe. Boże on
wygląda naprawdę za dobrze.
-
Dla mnie nie jest totalnie idiotyczny. Po prostu go chce.
Gdy
już skończył, zdrową ręką wyjęłam teczkę z rysunkiem i mu ją
podałam. Naprawdę nie mam pojęcia na co to mu jest ale pomógł
mi, więc nie widzę powodu, żeby mu go nie dać.
-
Jeśli chcesz odprowadzę cię do domu. - Uśmiechnął się i
odebrał ode mnie teczkę z rysunkiem.
-
Jasne. - Pokiwałam twierdząco głową. Obejrzałam bardzo dobrze
obandażowaną rękę. Nagle usłyszałam kroki i zza drzwi wyłonił
się wujek Ethana.
-
Wszystko w porządku? - zapytał patrząc na moją rękę. - Co się
stało?
-
Upadłam – uśmiechnęłam się pokrzepiająco i opowiedziałam mu
w skrócie co się stało.
Ethan
bardzo nalegał, żeby mnie odprowadzić bo nie ręczy za to, że
dojdę bezpiecznie do domu. Świetnie, teraz ma mnie za kompletną
łamagę. Chyba miałam problem z robieniem dobrego, pierwszego
wrażenia. Kiedy doszliśmy w końcu do mojego domu schowaliśmy się
w przedsionku. Miałam mu już dziękować i powiedzieć, że sobie
poradzę, gdy nagle wparowała moja ciotka.
-
O cześć – powiedziała przyglądając się chłopakowi obok mnie.
-
To jest Ethan, przyjaciel – skwitowałam. Był moim przyjacielem?
Nie pora na zastanawianie się nad tym. Ciotka uśmiechnęła się, a
on grzecznie powiedział „dzień dobry”.
-
Może zostaniesz dłużej? Ja już muszę iść ale zrobiłam
kolację, a Attente sama tego nie zje.
Ethan
spojrzał na mnie tak jakby prosząc o pozwolenie. Nie za bardzo
chciałam, żeby krzątał mi się po domu. Widziałam jak ciotka się
patrzy. Wiem, że był strasznie przystojny ale bez przesady. Gdyby
mogła już pewnie rozebrałaby go wzrokiem. Pożegnała się i
jeszcze raz przetaksowała go wzrokiem. Kiedy zamknęłam za sobą
drzwi odetchnęłam z ulgą.
-
Jeśli chcesz to mogę iść. - Odezwał się nagle zakłócając
cisze, która w tym domu była wszechobecna.
-
Nie, naprawdę nie zjem tego sama. Chodź.
Zaprowadziłam
go do kuchni i zobaczyłam blat pełen jedzenia. Kurczak, dwie
sałatki i bochenek chleba, który wyglądał jakby był przynajmniej
trzema połączonymi w jeden. Boże muszę przekazać ciotce, żeby
przestałam mnie karmić jak zawodnika sumo.
Usiedliśmy
przy stole, który również mieścił się w kuchni i zaczęliśmy
jeść wszystko po kolei. Gdy zjadłam wszystkiego po trochu
myślałam, że pęknę. Za to Ethan bez problemu nabierał kolejne
dokładki.
-
To jest niesamowite. Jesteś taki chudy, a jesz za trzech. -
Uśmiechnęłam się do niego, a on spojrzał na mnie znad pełnego
talerza sałatek.
-
Rzeczywiście, jem bardzo dużo. Jestem trudny w utrzymaniu.
Przepraszam. - Zaśmiałam się i podałam mu serwetkę bo był już
cały brudny z majonezu. Wskazałam mu kącik ust, a on się wytarł.
-
Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że ci smakuję. Idę po
coś do picia.
Ruszyłam
do lodówki i nalałam dwie pełne szklanki Coli. Musiałam brać po
jednej szklance przez moją rękę. Świetnie, teraz sobie
uzmysłowiłam, że ciotka nawet tego nie zauważyła. Ethan odniósł
swój talerz i wyprzedził mnie biorąc drugą szklankę.
-
Kto to? - Wskazał na zdjęcia wiszące nad stołem. Byłam tam ja z
rodzicami. Na niektórych byli jeszcze dziadkowie i ciotka ze świętej
pamięci wujkiem.
-
Na, którym dokładnie? - zapytałam przybliżając się do ramek.
Wskazał na jedno i przeniósł na mnie wzrok.
-
To ja z moim rodzicami. - Odparłam cierpko. Nie bardzo chciałam o
nich rozmawiać.
-
To kim jest ta kobieta, która niedawno wyszła?
-
Jenny. Moja ciotka.
-
Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami? - zapytał, a gdy zobaczył moją
minę od razu mnie przeprosił.
-
Nie, to nie to co myślisz, po prostu mam z nimi kiepskie kontakty. -
Powiedziałam dopijając Colę i wstawiając szklankę do zlewu. Mam
nadzieję, że ciotce będzie się chciało pozmywać. Albo z
krzykiem zawoła mnie na dół, a ja jako wymówkę będę mieć
skręcony nadgarstek.
-
I tak nie powinienem pytać. - Stanął tak blisko mnie, że
myślałam, że zatrzyma mi akcję serca. Odgarnął mi włosy z
twarzy i uśmiechną się smutno.
-
Po co ci mój rysunek? - zapytałam dalej nie rozumiejąc co jest w
nim takiego niesamowitego.
-
Bardzo mi się podoba. Zresztą zbieram takie prace. Wywieszam je u
siebie w pokoju na ścianach, może ci kiedyś pokaże. W końcu
przydałoby się odwdzięczyć za to, że wyżarłem ci tyle zapasów.
- Zaśmialiśmy się, a po krótkiej rozmowie posprzątaliśmy stół.
-
Chyba powinienem już iść.
-
Chyba tak – odparłam. Odprowadziłam go do drzwi. Ubrał buty i
czarną kurtkę. Podszedł trochę i oblizał kciuk wycierając mi
coś z policzka. Pocałował mnie w czoło, uśmiechnął się i
wyszedł nic nie mówiąc. Zamknęłam drzwi, opierając się o nie.
Zjechałam na ziemię i siedziałam tak chwile myśląc o tym kim on
w ogóle dla mnie jest. Bo nie wiem, czy jest przyjacielem, a
osobiście nie byłam przygotowana na cokolwiek innego.
~*~
Mam nadzieję, że nic nie zepsułam. Przepraszam za wszelkie błędy.
Attente Chartier
<3
OdpowiedzUsuń