poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 5. „Romeo i Julia”

     Następny dzień w szkole i kiepsko zapowiadający się dzień. Do tej pory mieliśmy tylko dużo pracy domowej ale zero większych sprawdzianów. Dzisiaj mamy omawiać „Romea i Julię”, więc może nie będzie, aż tak tragicznie jak mi się wydaje. Przeczytałam ją dwa razy. Raz w bibliotece, a drugi raz kiedy unikałam Ethana.
     Minęły dwa dni odkąd zrobiliśmy sobie chwile zeznań i przyrzekliśmy próbę rzucenia. Jak na razie nieźle mi idzie. Zapaliłam tylko jednego papierosa. Wydaje mi się, że jak na moje palenie około dziesięciu papierosów dziennie to postęp. Zresztą dobrze mi to zrobi bo kończą mi się perfumy, a nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam jakoś to ukrywając. Czasami ciocia po moim powrocie do domu robi takie miny, że wydaje mi się, że i tak coś podejrzewa.
     Kiedy schowałam się przed wiatrem w ciepłym budynku szkoły wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Standardowo. Plotki strasznie szybko się roznoszą. Ruszyłam w stronę szatni i powiesiłam moją ciemnozieloną kurtkę na wyznaczonym dla mnie wieszaku. Ta szkoła jest bardzo dziwna ale przynajmniej nikt tu nie zawraca mi głowy. Przeżyłam wszystkie lekcje w spokoju, a potem zjadłam lunch, który w moim wypadku składał się, aż z jabłka. Zawsze coś. Lepiej to niż nic i tak idę w dobrym kierunku. Jeszcze tylko biologia, a potem angielski.
     Siedziałam w ostatniej ławce i patrząc przez tą durną szybę i na deszcz, który po niej spływa zaczęłam myśleć o nim... Ethan. Powiedział mi wtedy prawdę. Był ze mną szczery, był miły i nie był złośliwy, a ja nie powiedziałam mu prawdy. Może gdybym miała jego numer to bym mu napisała, że chcę się spotkać ale niestety... nie mam. Czuję potrzebę powiedzenia mu chociaż skrawka prawdy. Jestem wredną suką ale nie, aż taką.
     - W związku z omawianiem lektury „Romeo i Julia”, w szkole będzie organizowane przedstawienie. - Powiedziała głośno nauczycielka kręcąc się co chwilę na swoim obrotowym krześle. - Będę wybierać osoby, które wezmą w nim udział, a reszta będzie robić wypracowania. Ktoś chętny?
Ponad połowa klasy podniosła rękę, a ja skuliłam się na krześle. Jeszcze tego by mi brakowało do szczęścia.
     - Attente? A ty nie jesteś chętna? - Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Gdyby mogli zabijać wzrokiem już dawno byłabym martwa.
     - Nie dziękuję ja wolałabym napisać wypracowanie. - Albo i nawet dwa byle by nie brać w tym udziału - pomyślałam. Na samą myśl o tym, że będę musiała odegrać jakąś rolę na scenie skręcał mi się żołądek.
     - Niestety Attente, pani Bein bardzo mnie prosiła – odchrząknęła – praktycznie kazała, żebyś ty poszła.
     - Naprawdę nie ma innej możliwości? Nie mogę sprzątać klas lub coś takiego? - zapytałam już zupełnie zbita z tropu. Kim w ogóle jest ta pani Bein? I skąd coś o mnie wie, że zachciało jej się mnie w sztuce?
     - Wydaje mi się, że nic jej nie przekona do tego, żeby zrezygnowała. - Westchnęłam i opadłam na krzesło. Do końca lekcji myślałam kto był takim idiotą i mnie w to wkopał.
Gdy już zostały wystawione osoby do sztuki pani kazała nam się zgłosić do sali 305. Tam właśnie jest kółko teatralne gdzie mamy już zacząć ćwiczyć. Jesteśmy zwolnieni do końca lekcji. Chyba wolałabym na nich siedzieć niż brać w tym udział. Kiedy już otworzyłam drzwi do właściwej sali do moich uszu dobiegły westchnienia. Grupka dziewczyn na coś patrzyła i chichotała, powrót... na kogoś. Podeszłam bliżej i to kogo zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. W takim razie to jego sprawka. Pomachał mi głupkowato, a przez to, że stałam obok jego nowych wielbicielek wszystkie odmachały. Westchnęłam po raz setny dzisiejszego dnia i podeszłam do niego z zamiarem ukatrupienia go na oczach wszystkich.
     - Czy tobie odbiło?! Ja nie mam zamiaru brać udziału w tym cały przedstawieniu! - Byłam pewna, że słyszą mnie wszyscy i w tamtym momencie miałam w czterech literach świdrujące mnie oczy wszystkich zebranych. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle połączyłam fakty.
     - To ty masz ciotkę? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś i mnie w to wpakowałeś?
     - Spokojnie już ci wszystko wytłumaczę tylko wyjdźmy stąd. - Ethan złapał mnie za rękę i wyszliśmy z sali na korytarz. - Po pierwsze nigdy nie pytałaś czy mam ciotkę. - Uśmiechnął się bo moje usta w tamtym momencie przybrały kształt litery ''o'', z powodu jego dziecinnej odpowiedzi. - No i ciotka mnie w to wmieszała. Wpadła mi do pokoju i powiedziała, że organizuję spektakl „Romeo i Julia”, i że muszę być Romeem. Nawet nie wiesz jak bardzo mi się to nie spodobało.
     - Ale co do tego mam ja? - zapytałam zniecierpliwiona.
     - No bo nie chciałem być w tym bagnie sam. Myślałem, że nie będziesz tak zła i mi pomożesz. - Widząc jego zawiedzioną minę chciałam się kopnąć w twarz za ten cyrk.
     - Ethan nie jestem zła - chwyciłam go pocieszająco za ramię. - Tylko nie powiedziałeś mi o SWOJEJ ciotce pracującej w MOJEJ szkole i to mnie zdziwiło. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, naprawdę mi przykro – zaczęłam akcentować poszczególne słowa.
     - Nie musisz przepraszać. Ale dziękuję, że jednak mi pomożesz – uśmiechnął się. Już mieliśmy wchodzić z powrotem ale go zatrzymałam.
     - A tak na serio... to dlaczego wziąłeś mnie do tego przedstawienia?
     - Ponieważ świetnie grasz.
     - Ale przecież nigdy nie widziałeś jak gram – sprostowałam go.
     - Codziennie grasz kogoś kim nie jesteś i wychodzi ci to świetnie. Teraz ci się ma nie udać?! - Zniknął za drzwiami, a mnie zatkało. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego akurat on potrafi mnie tak łatwo odczytać?
     Z uczuciem otępienia z powrotem weszłam na salę. Pani Bein, akurat zbierała wszystkich, żeby ogłosić różne informacje. Rozejrzałam się jeszcze szybko ostatni raz i zobaczyłam go stojącego gdzieś obok gromadki dziewczyn. Jestem pewna, że zrobił to specjalnie. Attente nie czuj się tak, on nie jest tego wart... Przynajmniej chciałam tak myśleć.
     - Dobrze, mam nadzieję, że wszyscy się już pojawili – uśmiechnęła się przymilnie i rozglądnęła po sali. - Jestem bardzo zadowolona, że jest, aż tylu chętnych. - Niestety jest ich trochę mniej niż się pani wydaje – dopowiedziałam w myślach.
     - Chciałam wam przedstawić mojego siostrzeńca Ethana, który w tym roku pomoże nam to wszystko zorganizować. Jestem pewna, że go polubicie. Jutro spotkamy się o godzinie szesnastej i odtworzycie krótkie scenki, które dzisiaj dostaniecie. Teraz podejdźcie do tamtego stolika, – wskazała gdzieś pod ścianę – weźcie scenariusz i wylosujcie scenę. Możecie odegrać scenki w parach jeśli się dobierzecie lub możecie odegrać je samodzielnie. Powodzenia i do zobaczenia jutro.
     Jej, myślałam, że potrwa to dużo dłużej. Ale w głębi duszy się cieszę, przynajmniej nie będę musiała czuć się tak jak się właśnie czuję... źle. Bardzo źle. Podeszłam do tego stolika aka wyroczni i sięgnęłam po jeden scenariusz. W wielkiej czarnej kuli kiedy usłyszałam głośny piskliwy głosik.
     - Ethan! Mógłbyś pomóc mi w odtworzeniu scenki? Wylosowałam Julię!
     Nie słuchaj ich, nic cię to nie obchodzi. Wyłącz się tak jak zawsze to robisz, no już! Starałam uspokoić w myślach samą siebie. Pomogło, wyłączyłam się i przestałam słuchać. Chwyciłam pierwszą lepszą karteczkę i szybko ruszyłam do wyjścia. Musiałam pobyć teraz sama, w zupełności sama. Nie udało mi się jednak przezwyciężyć chęci spojrzenia w tamtym kierunku. Dziewczyna z platynowymi blond włosami trzymała rękę na ramieniu Ethana, a on się uśmiechał. Odwrócił się w tym samym momencie i na mnie spojrzał. Za nim mógł cokolwiek zrobić, wybiegłam stamtąd kierując się w miejsce, które było moją jedyną ucieczką.
     
     - Jesteś nienormalny – zaśmiałam się. - Postaw mnie!
     Brian tak długo kręcił się w kółko, że zaczęło mi się robić nie dobrze. Wariat, przewiesił mnie sobie przez ramię i myśli, że wygrał. Nie ma tak. Zatrzymał się i teraz miałam nogi wokół jego bioder. Uwielbiam kiedy mnie tak trzyma. Pocałowałam go tak jakby świat nie miał końca. Byliśmy tylko ja i on i tak będzie wiecznie. Nikt nam tego nie odbierze.
     - Kocham cię wiesz? - odezwałam się z lekko rozchylonymi wargami.
     - Też cię kocham, wariacie – zaśmiał się.
     Trzepnęłam go w ramię i zachichotałam. Tak często śmiałam się w jego towarzystwie. Praktycznie cały czas.
     - Musimy już wracać. - Spojrzałam na zachmurzone niebo. Kiwnął tylko głową i postawił mnie na ziemi. Chwyciłam jego ciepłą dłoń, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi...

     Zerwałam się z łóżka i przetarłam oczy. Obejrzałam się dookoła i przypomniało mi się gdzie jestem. Westchnęłam. Gdy tylko wróciłam znad mola położyłam się na chwilę do łóżka ale jak się okazało usnęłam. Sen... Śnił mi się. Znowu. Jak gdyby otrząsając się z transu uświadomiłam sobie, że ktoś pukał. Podniosłam się leniwie i otworzyłam drzwi. To kogo zobaczyłam zupełnie zbiło mnie z tropu.
     - Co ty tutaj robisz? - zapytałam Ethana, który stał sobie spokojnie z rękami w kieszeniach.
     - Też się cieszę, że cię widzę – odparł. - Twoja ciocia mnie wpuściła. Możemy porozmawiać?
     Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Usiadł na łóżku, a ja zamknęłam drzwi na wypadek gdyby ciocia chciała podsłuchiwać i dołączyłam do niego.
     - Wiesz co? Za nim zaczniesz pójdę się przebrać jeśli nie masz nic przeciwko.
     - Jasne, leć.
     Było mi już wystarczająco nie wygodnie w moich jeansach więc sięgnęłam do szafy po dresy do kolan i zwykły T-shirt. Przebrałam się szybko i wróciłam do pokoju. Usiadłam na podłodze przy jego kolanach, a on zrobił to samo i byłam z nim twarzą w twarz. No prawie, w końcu był wyższy ode mnie o jakieś piętnaście centymetrów.
     - Kogo masz jutro przedstawić? - zapytał przerywając ciszę.
     - Julię – odpowiedziałam z zaciśniętym gardłem kiedy przypomniałam sobie blondynkę w sali 305.
     - Jaką scenę?
     - Na moje nieszczęście scenę balkonową.
     - Chcesz, żebym pomógł ci ją przedstawić? - zapytał, a ja myślałam, że parsknę śmiechem ale na szczęście się powstrzymałam.
     - Nie dzięki. Zresztą myślałam, że pomagasz blondyneczce – odgryzłam się.
     - Wiesz nie, żeby coś ale ty też jesteś blondynką.
     - Ale ja jestem naturalna. - Odpowiedziałam ze wstrętem w głosie. Przecież te włosy wyglądały jak sto procent plastiku. Przez tą rozmowę, aż spojrzałam na swoje włosy.            Usłyszałam, że ten kretyn się z czegoś śmieję i obrzuciłam go zirytowanym spojrzeniem.
     - A ciebie co tak cieszy? - zapytałam.
     - Jesteś zazdrosna – stwierdził.
     Wzięłam głęboki wdech i modliłam się Boga, żeby się na niego nie rzucić i nie zedrzeć mu tego uśmieszku z twarz. Ale miał cholera rację, byłam zazdrosna.
     - Nie, nie byłam – skłamałam.
     - Tak? To dlaczego tak szybko wyszłaś?
     Nie odpowiedziałam.
     - No właśnie. Dlaczego ty cały czas się tego wypierasz? - Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
     - Niby czego się wypieram co?
     Wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju. Pociągnął za swoje włosy, które i tak zawsze były w nieładzie i spojrzał na mnie z wyrzutem.
     - Naprawdę tego nie widzisz? Że coś się jednak między nami stało? I kiedy sobie myślę, że wszystko jest w porządku ty nic mi nie mówisz, ukrywasz coś lub mnie unikasz!
     Nic nie mówiłam. Siedziałam tak myśląc o tym wszystkim. W oczach zaczęły mi się zbierać łzy smutku ale przede wszystkim złości.
     - Powiedz coś. Proszę... - Mówił to z taką determinacją w głosie, że przez chwilę zrobiło mi się go żal. Chciałam tak po prostu, żeby mnie przytulił, i żebym mogła o wszystkim zapomnieć ale nie mogłam sobie na to pozwolić, po prostu nie. Wstałam powoli starłam pojedynczą łzę.
     - Proszę cię wyjdź. - Wskazałam głową drzwi.
     - Wiesz co, dobra! Mam nadzieję, że nie będę musiał tutaj wracać. Żałuję, że wciągnąłem cię w to całe przedstawienie. Przepraszam. - Trzasnął drzwiami i wyszedł, a ja już zupełnie zalałam się łzami. Zaczęłam zbyt emocjonalnie na wszystko reagować. Próbowałam sobie tłumaczyć, że to wszystko przez to, że przed chwilą wstałam i przez sen, który nie miał prawa mi się przyśnić...
~*~
Mam nadzieję, że wszystko w porządku i ktoś to czyta... Przepraszam za wszystkie możliwe błędy. #Attentenators <3
Attente Chartier