Jesteś
już spóźniona! - usłyszałam krzyk mojej ciotki z kuchni.
Zerwałam się z łóżka i spojrzałam na zegarek przy łóżku,
który wskazywał już wpół do dziewiątej. Pierwszy dzień po
wakacjach, a ja już mam spóźnienie... Lepiej być nie mogło. Już
wyobrażam sobie spojrzenia wszystkich kiedy wejdę do klasy.
Zamknęłam
drzwi od pokoju, wzięłam potrzebne mi ubrania z szafy i pobiegłam
do łazienki. Nie kombinowałam nad swoim wyglądem. Zostawiłam
rozpuszczone włosy w totalnym nieładzie, tak jak zawsze. Kiedy
byłam już gotowa wzięłam tylko jabłko z blatu w kuchni, które
zawsze rano na mnie czekało i pobiegłam do szkoły. Parę nowych
nauczycielu, uczniów i przedmiotów. To będzie dość przerażające,
ponieważ nie zostało mi nic innego jak zapisać się na ostatnie
wolne zajęcia jakimi była plastyka. Jestem beztalenciem w tej
dziedzinie. Mieszanie barw i przenoszenie własnych interpretacji na
płótno to zdecydowanie nie moja działka.
Piasek
sypał mi się do butów. Pomimo, że do plaży było dość sporo
drogi i tak na chodnikach było go pełno. U nas nie jest ciepło,
wręcz przeciwnie. Cały czas wieję i pada, od czasu do czasu słońce
wyjdzie zza chmur co jest rzadkością. Tak czy tak kochałam nasze
miasteczko. Townless było dla mnie jednym z ważniejszych miejsc.
Nigdy nie działo się tu nic ciekawego. Zawsze było cicho i
spokojnie nie licząc czasem odbywających się imprez. Kiedy miałam
czas siedziałam na molo. Lubiłam patrzeć na wzburzające się
morze. Te wspomnienia, które tak bardzo dają o sobie znać a takich
chwilach, są nie do zniesienia. Ale będąc samemu i mając czas na
rozmyślenia można się też mentalnie oczyścić, więc zamiast
zwierzać się ludziom zwierzałam się sama sobie siedząc na
deskach molo przy zachodzącym słońcu, które pojawia się bardzo
rzadko.
Kiedy
byłam już w szkole była przerwa więc ominęła mnie przyjemność
wchodzenia w trakcie i zbędnych komentarzy na mój temat. Ludzie za
mną nie przepadali. Omijali mnie na przerwach, a na lekcjach tylko
krzywo patrzyli. Chyba zaczynam się do tego powoli przyzwyczajać.
Brak choćby dobrej koleżanki mi doskwierał. Momenty kiedy
odzywałam się w szkole to tylko kiedy nauczyciel o coś pyta, a i
tak nie zawsze odpowiadam. Czasami już mieli dość i nawet nie
próbowali pytać. To nie tak, że nic nie mówiłam, tylko bałam
się, że powiem coś czego nie powinnam. Kiedy już z kimś
rozmawiam, mam niewyparzoną gębę dlatego też milczenie wydaje się
błogosławieństwem.
Wszystkie
potrzebne książki miałam w plecaku więc od razu skierowałam się
do laboratorium chemicznego. Z tego co pamiętam chemia była dzisiaj
drugą lekcją. Usiadłam na końcu sali. Mogłam sobie wybrać
miejsce z uwagi, że jeszcze nikogo nie było w klasie. Miejsce w
rogu przy oknie było najlepsze, w każdym razie miałam takie
wrażenie. Czekałam, aż w końcu zadzwoni dzwonek. Uczniowie powoli
zbierali się w klasie i gadali o tym co robili w wakacje. Ja nic nie
robiłam w wakacje, była w domu jak zawsze. Ale przecież ich i tak
nic nie interesuję. Gdy zadzwonił już dzwonek okazało się, że
na moje szczęście jest nas nieparzysta liczba i mogę siedzieć
sama. Ulżyło mi, że nie będę musiała z kimś robić projektów
i tak dalej.
Cały
dzień w szkole minął tak jak zawsze. Dzisiaj były same lekcje
BHP. Nic ciekawego tylko w kółko powtarzane zasady, a na stołówce
to samo obrzydliwe jedzenie...
Gdy
byłam już w domu standardowo, postanowiłam, że sobie pobiegam.
Odprężający wysiłek, nie ma nic lepszego. Ubrałam adidasy,
bokserkę, bluzę i getry, czyli coś w czym da się biegać kiedy na
dworze nie jest zbyt ciepło, a masz zamiar się spocić. Moja trasa
zawsze wyglądała tak samo. Biegłam ścieżką obok plaży, z
której można było skierować się albo do centrum miasteczka albo
do lasu. Zazwyczaj nikt tamtędy nie chodził więc było spokojnie.
Pod stopami piasek, a na głowę spadają ci pojedyncze liście.
Miałam iPod, który dla mnie w trakcie mojej trasy był niezbędny.
Uwielbiałam słuchać muzyki podczas ćwiczeń. Przynajmniej mogłam
skupić się na czymś innym niż moje myśli.
Dopiero
po godzinie biegu zatrzymałam się, żeby wziąć oddech. Ściągnęłam
słuchawki, gdy nagle moje serce zamarło. Słyszałam ciche
skomlenie gdzieś w głębi krzaków. Podeszłam bliżej i rozsunęłam
rękoma gałązki. Na ziemi leżał husky, a dokładnie szczeniak. Z
prawej przedniej łapki leciała mu krew. Nie miałabym serca, gdybym
go tu zostawiła. Pogłaskałam pieska po białym łebku i delikatnie
podniosłam. Na początku się trochę wierzgał ale po chwili się
uspokoił. Musiałam iść do weterynarza. U nas jest tylko jeden w
centrum. To jakieś niecałe pięć minut drogi stąd, więc nie
powinno być problemu.
Usłyszałam
brzdęk dzwoneczka, oznaczający, że ktoś właśnie wszedł do
środka. Podeszłam do szklanej lady i postanowiłam poczekać.
Oglądałam różne formularze na tablicy korkowej, gdy nagle stanął
przede mną chłopak mniej więcej w moim wieku. Był bardzo
przystojny ale starałam się o tym nie myśleć, to nie w moim
stylu. Odkaszlnęłam i zaczęłam mówić:
-
Znalazłam psa i coś się stało z jego łapką – odparłam
cierpko, próbując nie wpatrywać się w niego zbyt długo. Skupiłam
się na małym kudłaczu, który od czasu do czasu popiskiwał. Było
mi go strasznie żal.
-
Zaraz, zobaczymy co da się z tym zrobić. - Uśmiechnął się do
mnie i podniósł psiaka. Weszliśmy do małej sali, a on położył
ją lub jego (nie zdążyłam się skupić na płci), na metalowym
stole na środku. Przytrzymał jak się okazało po dłuższych
oględzinach psa nie suczkę i obejrzał łapkę, która dalej
krwawiła. Wciągnął powietrze przez zęby i na mnie spojrzał.
-
Wbił mu się gwóźdź i trzeba go jak najszybciej wyciągnąć,
więc będzie musiał tu dziś zostać. - Zastanawiało mnie skąd
taki ktoś jak on może być weterynarzem, to zupełnie do siebie nie
pasowało. Moja ciekawość, a raczej wścibskość wygrała.
-
Jesteś weterynarzem?- zapytałam drapiąc psa za uchem, żeby dodać
mu otuchy. Zaśmiał się, pokazując swoje równiutkie zęby jak w
niektórych reklamach i pokręcił głową.
-
Pomagam wujkowi, a to jest raczej rodzaj mojego hobby. Jak widać
twoim jest ratowanie małych piesków w trakcie joggingu. - Wskazał
rozbawiony na mój strój.
-
Rzeczywiście, chyba zacznę się w tym specjalizować –
odpowiedział na jego zaczepkę i wskazałam na husky'ego. - Będę
mogła go jakoś nazwać dopóki nie znajdziemy właściciela?
-
Tak, a jutro porozwieszam plakaty. Możliwe, że uciekł – przyznał
i jeszcze raz przyjrzał się łapce lekko się krzywiąc co
oznaczało, że nie jest za dobrze. - A jak chcesz go nazwać? -
zapytał zaciekawiony. Zastanowiłam się chwilę i spoglądnęłam
na niego.
-
Dover.
-
Ładnie – potwierdził i uśmiechnął się jakby o czymś myślał.
- Dover – powtórzył i zaniósł mojego nowego przyjaciela na tyły
pomieszczenia, gdzie robili wszystkie zabiegi. - Urocze.
~*~
No to jest już pierwszy rozdział "Attente". Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu. Postanowiłam je napisać, ponieważ wszystkie dotychczasowe opowiadania piszę strasznie na szybko, pod wpływem stresu itp. Chciałam, żeby to było inne dopracowane, z każdym szczegółem, żeby było coraz lepiej.
Attente Chartier
Jakie kochane <3
OdpowiedzUsuńSuper *,*
OdpowiedzUsuńSuper *.*/ Lola
OdpowiedzUsuń56 yr old VP Quality Control Nathanial Hurn, hailing from Kelowna enjoys watching movies like Parasite and Woodworking. Took a trip to Zollverein Coal Mine Industrial Complex in Essen and drives a Crossfire Roadster. Pobierz Wiecej informacji
OdpowiedzUsuńile kosztuje porada prawna rzeszow
OdpowiedzUsuń