wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 1. „Dover”

     Jesteś już spóźniona! - usłyszałam krzyk mojej ciotki z kuchni. Zerwałam się z łóżka i spojrzałam na zegarek przy łóżku, który wskazywał już wpół do dziewiątej. Pierwszy dzień po wakacjach, a ja już mam spóźnienie... Lepiej być nie mogło. Już wyobrażam sobie spojrzenia wszystkich kiedy wejdę do klasy.
     Zamknęłam drzwi od pokoju, wzięłam potrzebne mi ubrania z szafy i pobiegłam do łazienki. Nie kombinowałam nad swoim wyglądem. Zostawiłam rozpuszczone włosy w totalnym nieładzie, tak jak zawsze. Kiedy byłam już gotowa wzięłam tylko jabłko z blatu w kuchni, które zawsze rano na mnie czekało i pobiegłam do szkoły. Parę nowych nauczycielu, uczniów i przedmiotów. To będzie dość przerażające, ponieważ nie zostało mi nic innego jak zapisać się na ostatnie wolne zajęcia jakimi była plastyka. Jestem beztalenciem w tej dziedzinie. Mieszanie barw i przenoszenie własnych interpretacji na płótno to zdecydowanie nie moja działka.
     Piasek sypał mi się do butów. Pomimo, że do plaży było dość sporo drogi i tak na chodnikach było go pełno. U nas nie jest ciepło, wręcz przeciwnie. Cały czas wieję i pada, od czasu do czasu słońce wyjdzie zza chmur co jest rzadkością. Tak czy tak kochałam nasze miasteczko. Townless było dla mnie jednym z ważniejszych miejsc. Nigdy nie działo się tu nic ciekawego. Zawsze było cicho i spokojnie nie licząc czasem odbywających się imprez. Kiedy miałam czas siedziałam na molo. Lubiłam patrzeć na wzburzające się morze. Te wspomnienia, które tak bardzo dają o sobie znać a takich chwilach, są nie do zniesienia. Ale będąc samemu i mając czas na rozmyślenia można się też mentalnie oczyścić, więc zamiast zwierzać się ludziom zwierzałam się sama sobie siedząc na deskach molo przy zachodzącym słońcu, które pojawia się bardzo rzadko.
Kiedy byłam już w szkole była przerwa więc ominęła mnie przyjemność wchodzenia w trakcie i zbędnych komentarzy na mój temat. Ludzie za mną nie przepadali. Omijali mnie na przerwach, a na lekcjach tylko krzywo patrzyli. Chyba zaczynam się do tego powoli przyzwyczajać. Brak choćby dobrej koleżanki mi doskwierał. Momenty kiedy odzywałam się w szkole to tylko kiedy nauczyciel o coś pyta, a i tak nie zawsze odpowiadam. Czasami już mieli dość i nawet nie próbowali pytać. To nie tak, że nic nie mówiłam, tylko bałam się, że powiem coś czego nie powinnam. Kiedy już z kimś rozmawiam, mam niewyparzoną gębę dlatego też milczenie wydaje się błogosławieństwem.
     Wszystkie potrzebne książki miałam w plecaku więc od razu skierowałam się do laboratorium chemicznego. Z tego co pamiętam chemia była dzisiaj drugą lekcją. Usiadłam na końcu sali. Mogłam sobie wybrać miejsce z uwagi, że jeszcze nikogo nie było w klasie. Miejsce w rogu przy oknie było najlepsze, w każdym razie miałam takie wrażenie. Czekałam, aż w końcu zadzwoni dzwonek. Uczniowie powoli zbierali się w klasie i gadali o tym co robili w wakacje. Ja nic nie robiłam w wakacje, była w domu jak zawsze. Ale przecież ich i tak nic nie interesuję. Gdy zadzwonił już dzwonek okazało się, że na moje szczęście jest nas nieparzysta liczba i mogę siedzieć sama. Ulżyło mi, że nie będę musiała z kimś robić projektów i tak dalej.
     Cały dzień w szkole minął tak jak zawsze. Dzisiaj były same lekcje BHP. Nic ciekawego tylko w kółko powtarzane zasady, a na stołówce to samo obrzydliwe jedzenie...
     Gdy byłam już w domu standardowo, postanowiłam, że sobie pobiegam. Odprężający wysiłek, nie ma nic lepszego. Ubrałam adidasy, bokserkę, bluzę i getry, czyli coś w czym da się biegać kiedy na dworze nie jest zbyt ciepło, a masz zamiar się spocić. Moja trasa zawsze wyglądała tak samo. Biegłam ścieżką obok plaży, z której można było skierować się albo do centrum miasteczka albo do lasu. Zazwyczaj nikt tamtędy nie chodził więc było spokojnie. Pod stopami piasek, a na głowę spadają ci pojedyncze liście. Miałam iPod, który dla mnie w trakcie mojej trasy był niezbędny. Uwielbiałam słuchać muzyki podczas ćwiczeń. Przynajmniej mogłam skupić się na czymś innym niż moje myśli.
Dopiero po godzinie biegu zatrzymałam się, żeby wziąć oddech. Ściągnęłam słuchawki, gdy nagle moje serce zamarło. Słyszałam ciche skomlenie gdzieś w głębi krzaków. Podeszłam bliżej i rozsunęłam rękoma gałązki. Na ziemi leżał husky, a dokładnie szczeniak. Z prawej przedniej łapki leciała mu krew. Nie miałabym serca, gdybym go tu zostawiła. Pogłaskałam pieska po białym łebku i delikatnie podniosłam. Na początku się trochę wierzgał ale po chwili się uspokoił. Musiałam iść do weterynarza. U nas jest tylko jeden w centrum. To jakieś niecałe pięć minut drogi stąd, więc nie powinno być problemu.
Usłyszałam brzdęk dzwoneczka, oznaczający, że ktoś właśnie wszedł do środka. Podeszłam do szklanej lady i postanowiłam poczekać. Oglądałam różne formularze na tablicy korkowej, gdy nagle stanął przede mną chłopak mniej więcej w moim wieku. Był bardzo przystojny ale starałam się o tym nie myśleć, to nie w moim stylu. Odkaszlnęłam i zaczęłam mówić:
     - Znalazłam psa i coś się stało z jego łapką – odparłam cierpko, próbując nie wpatrywać się w niego zbyt długo. Skupiłam się na małym kudłaczu, który od czasu do czasu popiskiwał. Było mi go strasznie żal.
     - Zaraz, zobaczymy co da się z tym zrobić. - Uśmiechnął się do mnie i podniósł psiaka. Weszliśmy do małej sali, a on położył ją lub jego (nie zdążyłam się skupić na płci), na metalowym stole na środku. Przytrzymał jak się okazało po dłuższych oględzinach psa nie suczkę i obejrzał łapkę, która dalej krwawiła. Wciągnął powietrze przez zęby i na mnie spojrzał.
     - Wbił mu się gwóźdź i trzeba go jak najszybciej wyciągnąć, więc będzie musiał tu dziś zostać. - Zastanawiało mnie skąd taki ktoś jak on może być weterynarzem, to zupełnie do siebie nie pasowało. Moja ciekawość, a raczej wścibskość wygrała.
     - Jesteś weterynarzem?- zapytałam drapiąc psa za uchem, żeby dodać mu otuchy. Zaśmiał się, pokazując swoje równiutkie zęby jak w niektórych reklamach i pokręcił głową.
     - Pomagam wujkowi, a to jest raczej rodzaj mojego hobby. Jak widać twoim jest ratowanie małych piesków w trakcie joggingu. - Wskazał rozbawiony na mój strój.
     - Rzeczywiście, chyba zacznę się w tym specjalizować – odpowiedział na jego zaczepkę i wskazałam na husky'ego. - Będę mogła go jakoś nazwać dopóki nie znajdziemy właściciela?
     - Tak, a jutro porozwieszam plakaty. Możliwe, że uciekł – przyznał i jeszcze raz przyjrzał się łapce lekko się krzywiąc co oznaczało, że nie jest za dobrze. - A jak chcesz go nazwać? - zapytał zaciekawiony. Zastanowiłam się chwilę i spoglądnęłam na niego.
     - Dover.

     - Ładnie – potwierdził i uśmiechnął się jakby o czymś myślał. - Dover – powtórzył i zaniósł mojego nowego przyjaciela na tyły pomieszczenia, gdzie robili wszystkie zabiegi. - Urocze.
~*~
     No to jest już pierwszy rozdział "Attente". Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu. Postanowiłam je napisać, ponieważ wszystkie dotychczasowe opowiadania piszę strasznie na szybko, pod wpływem stresu itp. Chciałam, żeby to było inne dopracowane, z każdym szczegółem, żeby było coraz lepiej. 
Attente Chartier

5 komentarzy:

  1. Super *.*/ Lola

    OdpowiedzUsuń
  2. 56 yr old VP Quality Control Nathanial Hurn, hailing from Kelowna enjoys watching movies like Parasite and Woodworking. Took a trip to Zollverein Coal Mine Industrial Complex in Essen and drives a Crossfire Roadster. Pobierz Wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń