Następnego
dnia, kiedy zbierałam się do szkoły głowę zaprzątał mi Dover i
przystojny pan weterynarz. Nie zapamiętałam dużo szczegółów z
jego twarzy i stwierdziłam, że muszę to zrobić dzisiaj. Wpadłam
na pomysł, że wydrukuję informację o zaginięciu psa ale
zapomniałam o najważniejszym szczególe. Nie miałam przecież
zdjęcia małego kudłacza.
Wykorzystałam
to, że dzisiaj obudziłam się niewyobrażalnie wcześniej i
postanowiłam pójść przed szkołą cyknąć dobre zdjęcia na
ogłoszenia.
Jak
poprzedniego dnia, mały dzwoneczek nad drzwiami, poinformował o
moim przybyciu. Zza lady wyskoczył siwy staruszek, a ja o mały włos
nie dostałam zawału.
-
Przepraszam, młoda damo nie chciałem cię przestraszyć. - Odparł
grzecznie i przeczesał włoski, które mu jeszcze zostały. - W czym
mogę ci pomóc?
-
Wczoraj przyprowadziłam tu chusky'ego, którego znalazłam podczas
spaceru i chciałabym zrobić mu zdjęcie na ogłoszenie. Jeśli to
nie jest oczywiście problem. - Dodałam pospiesznie, ponieważ
jeszcze nie rozgryzłam tego człowieka, chociaż wydawał się
bardzo sympatyczny.
-
Ah tak. Ethan wspominał mi o niejakim Doverze. - Uśmiechnął się
potulnie i zaprosił mnie ręką, żeby mogła spotkać się z
pieskiem. A więc Ethan, tak? Raczej nie był stąd, albo jego
rodziców interesowały imiona. Odkładając analizę imienia
chłopaka, wyjęłam aparat i zrobiłam parę zdjęć psiaka, który
na mój widok zaczął machać ogonkiem. Zrobiło mi się miło, że
mnie pamięta. Miał zabandażowaną łapkę i widać było, że
czuję się zdecydowanie lepiej.
Kiedy
załatwiłam wszystko co potrzebowałam poszłam do szkoły
powtarzając w myślach historię, z której miałam dzisiaj
sprawdzian. Byłam bardzo dobrze przygotowana, chyba jak zawsze. Nie
odzywałam się dużo ale za to sprawdziany pisałam bardzo dobrze.
Na koniec roku zawsze miałam świadectwa z paskiem, więc nikt się
nie czepiał.
W
szkole dzień minął mi jak każdy poprzedni. Miliony spojrzeń i
szeptów, cały dzień we własnym towarzystwie. Nic ciekawszego od
poprzedniego dnia. Oddałam wychowawczyni usprawiedliwienie,
starannie wypisane przez moją ciotkę, za pierwszą godzinę
nieobecności pierwszego dnia szkoły. Posłała mi tylko lekko
zdziwione spojrzenie, że przynoszę je na czas, a potem wróciliśmy
do omawiania wiersza i przy okazji pani zadała nam do czytania
„Romeo i Julia”. Wcześniej nigdy tego nie czytałam, biorąc pod
uwagę, że naprawdę bardzo dużo czytam. Chyba nie jestem
przekonana do miłosnego dramatu ale kto wie? Może mi się jednak
spodoba.
Po
wyjściu ze szkolnego budynku skierowałam się do miejskiej
biblioteki. Dzisiaj strasznie wiało i było mi zimno pomimo długiego
sweterka cardigana i kurtki przeciwdeszczowej. Kiedy weszłam do
biblioteki otuliło mnie ciepło dobiegające z kominka i zapach
książek. Kochałam e tej bibliotece to, że miejsce do czytania to
nie były standardowe stoły z lampkami (chociaż i takie się tu
znalazły, w niektórych działach), ale kanapy i fotele ustawione
wokół pięknego kominka z czerwonej cegły tak jak cały budynek.
Ruszyłam
w dział z lekturami i doszłam do litery ''r''. Wyjęłam
odpowiednią książkę i delikatnie się wzdrygnęłam. Na okładce
był już martwy, zatruty Romeo i Julia z przebitą piersią. Owszem,
nie czytałam tej książki ale chyba, każdy zna fabułę. Nie
spotkałam się jeszcze z człowiekiem, który nie słyszał o
nieszczęśliwej miłości Romea i Julii.
Usadowiłam
się w miękkim fotelu i zaczęłam czytać, czasami zapatrując się
w trzaskające płomienie. Lubiłam ciszę, spokój i czas kiedy mogę
odpocząć od rzeczywistości i coś poczytać.
Wyszłam
dopiero po półtorej godziny. Zbliżała się już siedemnasta, więc
ruszyłam do gabinetu weterynaryjnego, żeby oddać ogłoszenia,
które dzisiaj wydrukowałam w szkolnym sekretariacie. Nauczyciele
stwierdzili, że to słodkie, że tak się poświęcam więc nie było
problemu. Otworzyłam drzwi i poczułam już całkiem znajomy zapach
zwierzaków, lekarstw i różnego rodzaju pokarmu dla zwierzaków.
Nikt nie przychodził przez dłuższy czas i zaczęłam się
niecierpliwić, a wołanie kogoś nie należało do moich mocnych
stron. Zaryzykowałam i popchnęłam drzwi, które prowadziły w
głąb gabinetu gdzie był Dover. Ujrzałam psiaka leżącego na
metalowym stole i Ethan. Powtórzyłam w myślach jego imię. Chyba
jednak myślę zbyt głośno, ponieważ automatycznie się obrócił
w moją stronę.
-
Skąd znasz moje imię? - zapytał zaciekawiony. Ominęliśmy
standardowe przywitanie i przeszliśmy do rozmowy na temat jego
imienia.
-
Byłam tu dzisiaj rano i zastałam twojego wujka. Mówił, że
niejaki Ethan wspominał o Doverze, więc domyśliłam się, że to
ty. - Odpowiedziałam i przypominając sobie o ogłoszeniach
ściągnęłam plecak i wyciągnęłam plik kartek. Podałam mu je, a
on dokładnie się przyjrzał. - Stwierdziłam, że mogą się
przydać. - Wykorzystałam chwilę kiedy oglądał moje dzieło i
zaczęłam mu się przyglądać. Miał rozczochrane dłuższe włosy
o ciemno brązowym kolorze. Dosłownie leciały, w każdą możliwą
stronę. Był widoczny dwudniowy zarost, krzaczaste brwi i
perfekcyjnie pełne usta. Był niemożliwie przystojny, pierwszy raz
mam o kimś takie zdanie. Nikt wcześniej nie zrobił na mnie takiego
wrażenia. Jeszcze oczy... tak bardzo brązowe, że przy lekkim
cieniu mogły wydawać się nawet czarne.
-
Połowa roboty z głowy. Dover się już lepiej czuję więc jak
chcesz możemy porozwieszać je po mieście. Są naprawdę świetne.
- Wyrwał mnie z wcześniejszego taksowania go wzrokiem.
Chodziliśmy
po centrum i po okolicach plaży. Niekiedy wrzucaliśmy też
ogłoszenia do skrzynek na listy przy domach. Szliśmy chodnikiem w
parku i przyczepialiśmy je na drzewa. Ethan założył na głowę
kaptur i miał na sobie tylko granatową bluzę pasującą do
czarnych jeansów.
-
Kiedy Dover będzie w pełni sprawny? - zapytałam patrząc na coraz
bardziej zachmurzone niebo.
-
Mam nadzieję, że jak najszybciej. Jak rana będzie się goić tak
jak do tej pory do za około tydzień będzie można ściągać
bandaż. Na razie jest ryzyko wdania się zakażenia, więc nie może
wychodzić. - Widać, że znał się bardzo dobrze na zwierzętach i
miał o tym nie małe pojęcie. Ja tak naprawdę nie wiedziałam
prawie nic. Podziwiałam go, że miał jakiś cel i hobby w życiu.
Wydawał się bardzo poukładany.
-
A tak w ogóle to jak się nazywasz? - zapytał wytrącając mnie z
zamyślenia.
-
Attente. - Odpowiedziałam szybko i spuściłam głowę bo kark
zaczął mnie już boleć.
-
Francuskie imię?
-
To dość długa historia. - Zrozumiał aluzję i nie kontynuował
tematu.
-
Pięknie, naprawdę. - Przyznał zawieszając jedno z ogłoszeń do
pnia jednego z drzew.
-
Dziękuję – uśmiechnęłam się i odwróciłam w jego stronę. -
Ile masz lat? - Teraz to ja postanowiłam o coś zapytać skoro jego
imię już znam.
-
Dziewiętnaście. W tamtym roku skończyłem szkołę, a ty? -
zapytał też zwracając się w moją stronę.
-
Siedemnaście.
-
I jak sobie radzisz ze szkołą? - Zdziwiło mnie, że ktoś pyta się
o moje oceny. Przez chwilę miałam wrażenie, że on nie jest dwa,
tylko dwadzieścia lat starszy. Zaśmiałam się cicho i
Odpowiedziałam:
-
Mam dobre oceny jeśli o to pytasz.
-
Interesujesz się czymś? W sensie czy masz jakieś hobby?
-
Jesteś strasznie ciekawski. - Powiedziałam ale bardziej rozbawiona
jego zachowaniem niż oburzona. Zmarszczył brwi. Wyglądało to dość
uroczo. Przez niego zaczynam sama siebie przyłapywać na różnych
tkliwych myślach. To raczej nie był dobry znak.
Spędziliśmy
na zewnątrz chyba około dwóch godzin przyczepiając ogłoszenia i
od czasu do czasu zadawaliśmy sobie pytania o to co lubimy robić i
inne rzeczy kiedy chcę się poznać drugą osobę. Wydawał się być
zamknięty w sobie, pytał bardzo dużo tylko dlatego, żeby nikt nie
zadawał pytań jemu. Jak widać działało to na wszystkich oprócz
mnie. Przechodziliśmy pomiędzy domkami na plaży i jedynego baru w
okolicy. Naprawdę chciałam, żeby Dover wrócił do domu, jeśli go
w ogóle ma.
Kiedy
zaczęło się już ściemniać postanowiłam już wrócić do domu.
Zresztą było też coraz zimniej.
-
Mieszkam tutaj – wskazałam palcem kremowy budynek – muszę już
wracać. Jeśli chcesz możemy dokończyć jutro. - Powiedziałam i
patrzyłam na jego twarz, żeby wyczuć jego reakcję.
-
Jasne – na szczęście się uśmiechnął – to do jutra? -
zapytał, patrząc jak pomału robię kroki w tył. Pokiwałam tylko
głową na zgodę i ukryłam się za drzwiami domu.
~*~
Mam nadzieję, że nie zepsułam rozdziału i od razu przepraszam za możliwe błędy <3
Attente Chartier