Idź,
Attente. Nie patrz w tamtą stronę, tylko się nie obracaj. Szłam
jak najszybciej, żeby mnie nie zauważył. Dlaczego? Sama nie
wiedziałam, chyba po prostu nie chciałam. Nie no co ja gadam
chciałam i to bardzo ale nie teraz. Przetarłam zmarznięte dłonie
myśląc o tym jak Ethan nie wiedząc o co chodzi patrzy na moje
plecy. Mam nadzieję, że nie będzie mieć mi tego za złe. Głupio
mi było z mnóstwa powodów. Przecież on mi pomógł, z Doverem i
ogólnie ostatnio tylko on był dla mnie jakimkolwiek wsparciem
Dochodziła
już osiemnasta i kierowałam się w stronę mola.
Usiadłam
na spróchniałych deskach, a nogi dyndały mi parę centymetrów nad
wodą. Gdy wiatr wiał trochę bardzie zmoczyłoby mi moje szare emu,
które w tym momencie jako jedyne ogrzewały mi stopy w ten zimny
dzień. Nie widziałam Ethana od około dwóch tygodni. Dziwne
uczucie, gdy spędzałam z nim trochę czasu. Ale nie mogłam sobie
na to pozwolić. Nie mogę pozwolić sobie na szczęście.
Poczułam
czyjąś rękę na ramieniu i wpadłabym do wody, gdyby nie silne
ramię podciągające mnie do góry. Świetnie, o wilku mowa. Patrzył
na mnie nieodgadnionym wzrokiem i dopiero po chwili wyswobodził mnie
z objęć.
-
Nie ma za co. - Odparł chyba urażony, że nie raczyłam nawet
powiedzieć cześć ale przed chwilą o mały włos nie dostałam
palpitacji serca. Woda nie była moim dobrym przyjacielem.
-
Dziękuję... Znaczy przepraszam. - Westchnęłam ze swojej głupoty,
a ku mojemu zdziwieniu on stał rozbawiony. Po chwili jedna
spoważniał i znowu się odezwał.
-
Dlaczego mnie unikałaś? Zrobiłem coś nie tak? - zapytał myśląc,
że to jego wina. Jego brązowe oczy pochłonęły mnie całkowicie i
chyba stałam tak długo, ponieważ odchrząkną, żeby mnie ocknąć.
-
To nie tak, że cię unikałam. Musiałam po prostu przemyśleć parę
spraw i w ogóle. - Odpowiedziałam cierpko i podniosłam torbę z
ziemi, żeby nie zrobiła się zupełnie wilgotna.
-
I w ogóle? Nie mogłaś mi powiedzieć?
-
Jeśli coś ci przeszkadza to twój problem. Nie każę ci przecież
mnie widywać. Zresztą chyba zauważyłeś, że raczej nie spoufalam
się za dużo. - Obeszłam go i chciałam już sobie iść unikając
tej niepotrzebnej konfrontacji ale złapał mnie za ramię.
-
Nie o to mi chodzi. Ja tylko...
-
Ty tylko co? - zapytałam już rozdrażniona.
-
Tęskniłem za tobą, okey? - Powiedział to tak jakby, każde słowo
sprawiało mu ból. Zrobiło mi się głupio, że tak na niego
naskoczyłam. Puścił moją rękę i usiadł tak jak ja przed
chwilą. Niepewnie się dosiadłam nie myśląc już o jak
najszybszej ucieczce. Nie odzywaliśmy się przez dobre piętnaście
minut albo tylko mi się tak wydawało.
-
Przepraszam, mogłem nic nie mówić, byłem głupi myśląc, że...
-
Też tęskniłam – wyprzedziłam go nie pozwalając mu dokończyć.
- I to ja przepraszam. Mogłam ci powiedzieć, a nie zachowywać się
jak małe dziecko. Czasami zachowuje się jak totalna arogantka.
-
Wcale nie jesteś arogancka. Gdyby nie ty pomyśl o tym co mogłoby
się stać z Doverem.
-
Nie znasz mnie tak dobrze, żeby stwierdzić to po jednej sytuacji.
-
To pozwól mi się w końcu poznać. - Zaskoczył mnie tym. On chyba
nie wie jakie to jest trudne. W każdym razie dla mnie.
-
Kiedyś pozwolę ci dowiedzieć się więcej... - Oparłam głowę na
jego ramieniu, a on na szczęście mnie nie odepchnął. Wdychałam
morskie powietrze nie myśląc już o niczym tylko ciesząc się
chwilą. Albo zatracając się wspomnieniach, które nie chciały
odejść. Ethan był ucieczką, był moimi drzwiami. Drzwiami w
stronę wolności.
Chyba
usnęłam, ponieważ następne co zobaczyłam to twarz Ethana od
dołu. Po chwili zorientowałam się, że leże głową na jego
kolanach. Podniosłam się szybko i odgarnęłam blond włosy do
tyłu. Miałam już coś powiedzieć ale mnie wyprzedził.
-
Spokojnie. Usnęłaś, a nie chciałem cię budzić więc... - nie
dokończył. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, żeby już się tak
nie denerwował.
- Palisz?
- zapytałam zauważając w jego kieszeni coś na kształt paczki
papierosów. Fajnie byłoby zobaczyć go palącego. Naprawdę fajnie.
Popatrzył na mnie jakby chciał sprawdzić moją reakcję i sięgnął
do kieszeni.
-
Owszem, zdarza mi się – przyznał. - A ty?
-
Owszem, zdarza mi się – przedrzeźniałam go.
Otworzył
paczkę Marlboro i spojrzał pytająco kiwnęłam głową i wyjęłam
jednego papierosa. Podał mi zapalniczkę i po głębokim wdechu,
zrobiło mi się lepiej. Uświadomiłam sobie, że go okłamałam.
Powiedziałam, że zdarza mi się palić, a prawda jest taka, że
jestem bardzo blisko uzależnienia. Ale on nie musi o tym wiedzieć,
racja?
-
Od kiedy? - zapytał.
-
Od czternastego roku życia.
-
A dlaczego?
-
Teraz moja kolej na pytanie – wymigałam się od odpowiedzi. -
Dlaczego palisz?
-
Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego mieszkam z wujkiem? - Pokiwałam
przecząco głową i uważnie się wsłuchałam. - Moi rodzice
zginęli w wypadku samochodowym rok temu.
Zastanawiałam
się co odpowiedzieć. Ale nie dlatego, że byłam skonsternowana tym
pytaniem tylko nie wiedziałam jaka może być jego reakcja. Jeszcze
nie znamy się perfekcyjnie.
-
Tęsknisz za nimi? - zapytałam w końcu. Chyba zdziwił się, że
nie umilkłam i nie powiedziałam tylko, że mi przykro.
-
Tak myślę o nich często. Praktycznie cały czas. Mogę się zapytać...
-
Co z moimi rodzicami? - Przerwałam mu. - Nie wiem jak ci to
powiedzieć, żebyś nie pomyślał o mnie jak o rozwydrzonej
nastolatce – przyznałam.
-
Nawet nie wyobrażam sobie takiej rzeczy, która mogłaby tak
radykalnie zmienić moje zdanie o tobie.
-
Odeszłam od nich. Przeprowadziłam się. Musiałam uciec od paru
spraw. Wiesz tak mentalnie się oczyścić.
-
A co się stało?
-
Takie tam pierdoły, wiesz. Ojciec mnie molestował i bił, a matka
była narkomankom.
Zobaczyłam
jak jego źrenice nagle się rozszerzają i parsknęłam
niepohamowanym śmiechem.
-
Żartowałam. Miałeś bezcenną minę. Przepraszam, nie wiedziałam,
że aż tak się tym przejmiesz. - Wytarłam pojedynczą łzę, która
spłynęła mi po policzku.
- To nie było zabawne – rzucił szybko, podniósł się z miejsca
i zaczął iść. Trochę przestraszona jego reakcją też zaczęłam
się zbierać. Nie chciałam kończyć naszej znajomości przez moją
głupotę.
-
Ethan, poczekaj!
Odwrócił
się szybko i szeroko uśmiechnął, a ja nie wiedziałam o co
chodzi.
-
Szkoda, że nie widziałaś swojej bezcennej miny. - Na słowa
''bezcennej miny'', zaczął naśladować mój głos, co zupełnie mu
nie wyszło.
-
Tak, bardzo śmieszne – warknęłam, chociaż wiedziałam, że sama
byłam sobie winna. - Idziemy?
Kiwnął
głową w potwierdzeniu ale po chwili zawrócił.
-
Czekaj chce zrobić jeszcze jedną rzecz. - Wyjął paczkę
papierosów i wziął jednego. Przełamał na pół i podał jedną
część. Popatrzyłam na niego jak na wariata.
-
Co z nimi zrobimy?
-
Wrzucimy je do morza. Ale nie o tak sobie. Przyrzekniemy sobie, że
postaramy się rzucić.
Uśmiechnęłam
się do niego. Po raz pierwszy od dłuższego czasu to był szczery
uśmiech. Wcześniej nikt się tym nie przejmował. Niby dobrze to
ukrywałam ale trzeba być głupim, żeby nic nie zauważyć lub nie
poczuć, że palę. Złapałam jego rękę. Nie powinnam ale zrobiłam
to. Spojrzał na mnie próbując ukryć uśmieszek kryjący się na
jego twarzy.
-
Obiecuję, że postaram się rzucić, i że cię przypilnuję –
odezwał się pierwszy.
-
Obiecuję, że postaram się rzucić i na pewno też cię
przypilnuję.
Wrzuciliśmy
połówki papierosa do wody. Delikatne ruchy wody coraz bardziej je
oddalały. Miałam nadzieję, że wyjdzie nam coś z tego rzucania.
Nigdy nie próbowałam więc nie wiem też czy będę miała z tym
problem. Oh, problemy... Gdyby one nie mogły być tym papierosem i
odpłynąć tak daleko, żebym nie musiała o nich myśleć i nigdy
więcej nie zaznać.
~*~
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Mam nadzieję, że uda mi się naprawić przerwy między rozdziałami. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został.
Attente Chartier